Chciałabym wam pokazać mój pierwszy
tatuaż.
Mam go od półtorej tygodnia, zrobiłam
go 22 maja. Zrobiłam sobie taki mały prezent z okazji zakończenia liceum i
pomyślnie zdanej matury :)
O tatuażu myślałam już jakieś dwa
lata temu, ale niestety byłam niepełnoletnia, a rodzice na pewno, by się nie zgodzili,
dlatego poczekałam do odpowiedniego momentu, jakim okazał koniec pewnego
rozdziału w moim życiu.
Wiele czytałam na temat tatuażu,
przygotowywałam się psychicznie na zrobienie go, zastanawiałam się, jaki wzór
wybrać, w którym miejscu go zrobić żeby w przyszłym dorosłym życiu mi nie
przeszkadzał i nie "odstraszał".
Czytałam za i przeciw, opinie ludzi,
a także o tym, jaki ból towarzyszy nam przy tatuowaniu.
Na początku chciałam pójść zrobić go
z chłopakiem, bądź przyjaciółką, bo pisano, że jest raźniej i nie sterujemy się
tak bardzo. Jednak ja postanowiłam pójść sama. Nie chciałam by bliskie osoby
cierpiały patrząc jak wykrzywiam się i cierpię z bólu. Gdy weszłam do studia
byłam nastawiona na to, że będę tatuowana za tydzień może dwa, a tu jednak
okazało się, ze akurat zwolnił się termin i mogę jeszcze w tym dniu zrobić
sobie tatuaż. Zgodziłam się na to, ponieważ wiedziałam, że im dłużej będę
zwlekać to na pewno nie zrobię sobie tego tatuażu.
Raz - nie byłam stosownie ubrana
musiałam lecieć do sklepu kupić odpowiedni strój jakieś spodenki i bluzkę, nie
chciałam tam świecić gołą pupą w skąpej sukience. Dwa - byłam mega głodna i
musiałam szybko wpaść do KFC na B-smart'a. Trzy - jednak nie byłam na tyle przygotowana
i stresowałam się niemiłosiernie.
Gdy zrobiłam już wszystko wróciłam do
studia i co chwilę sięgałam po wodę z nerwów. W końcu po 15min podszedł do mnie
wysoki przystojny chłopak. Miał na imię Bartek i to on mnie tatuował. Zagadał
powiedział, że oddaje się w dobre ręce i nie mam się, czym stresować. Poszłam z
nim wydrukować wzór. Po chwili zaczął rysować, przygotowywać stanowisko i w
końcu mnie zawołał. Nogi miałam jak z waty, myślałam ze tam zwymiotuje.
Położyłam się na fotelu, zacisnęłam pięści, zęby i byłam prawie gotowa, prawie,
bo gdy usłyszałam to "bzyczenie" maszynki do tatuowania zwątpiłam i
wtedy pomyślałam o bólu i o tym, że robię coś, co będzie mi towarzyszyć przez
całe życie. Jednak powiedziałam, że jestem gotowa i zaczęło się. Wybrałam bolesne
miejsce, gdzie skóra jest cienka - żebra. Ból był do zniesienia, śmiałam
się podczas tatuowania, gdy Bartek robił elementy znajdujące się na żebrach
wtedy przez całe ciało przechodziły wibracje, było to dziwne uczucie, ale nie
bolało tak bardzo. Po 30min tatuaż był gotowy:) Bartek tłumaczył mi jak w
pierwszych dniach dbać o tatuaż zapłaciłam i wyszłam.
Teraz tatuaż się zagoił, naskórek się
odbudowuje i już niedługo będzie wyglądać tak jak powinien:) Fakt, że przez
pierwszy tydzień było ciężko, musiałam do 4 godziny zmieniać opatrunek, myć
tatuaż wodą z mydłem, smarować kremem, gdy powstał strup i potem odpadł miejsce
gdzie mam tatuaż zaczęło mnie niemiłosiernie swędzieć i do dziś swędzi, ale już
mniej, ale jest to normalny proces w gojeniu się tatuażu wiec trzeba to wytrzymać:)
Wiem nie wszystkim będzie się chciało
czytać to, ale warto, jeśli chce się kiedyś zrobić tatuaż i przekonać się, że
to nie jest jednak takie straszne, ani że jest to nieprzemyślana decyzja!
A o to mój tatuaż:
"INFINITY LOVE"
Dodaje jeszcze piosenkę, która towarzyszyła mi podczas tatuowania :)
